„Stare panny mają pod ubraniem skórę pokrytą łuską”, odpowiada na nachalne pytania o swój stan wolny Bridget Jones w „Pamiętniku Bridget Jones”. Słynna, nieco pokaźna i niezdarna Brytyjka podbiła świat, a szczególnie serca i umysły jej podobnych kobiet, których metryka już dawno pokazuje cyfrę „3” z przodu, a męża ani widu ani słychu. Społeczeństwo każdego kraju na tym świecie patrzy na takie kobiety szczególnie podejrzliwie i dlatego niektóre nieszczęsne singielki czują się jak pod średniowiecznym pręgierzem – naciskane na zmianę stanu cywilnego, odprowadzane na kolejnych weselach kolejnych znajomych pełnym politowania spojrzeniem i wypytywane „kiedy?”.

Nie można zaprzeczyć, że wiele się zmieniło w kwestii wieku zamążpójścia. Jeszcze niedawno były to kobiety ledwie kończące dwudziesty rok życia. Dzisiaj są to nawet i trzydziestolatki, które dumnie kroczą nawą główną w białej sukni i z welonem na głowie. Społecznie jest to znacznie bardziej akceptowalne z przyczyn czysto ekonomicznych. Mamy kryzys, pracodawcy wymagają coraz większej ilości kwalifikacji, edukacja jest ważna, każdy myśli o nauce i wykształceniu i niespieszno mu do „żeniaczki”. No, ale nadchodzi czas, kiedy kobieta kończy studia albo naukę w ogóle i znajduje pracę. Wtedy już zaczynają się początkowo ciche, a później coraz głośniejsze wypowiedzi o „staropanieństwie”, o tym, że „nikt jej nie chce” i że „już na nią wielki czas”. A społeczeństwo to siła, bo wszak gromada ma rację zawsze.

I też się stresują te biedne potencjalne „stare panny”, że czas już nadszedł. Że do tego i tego wieku koniecznie za mąż wyjść muszą, nieważne za kogo. Byle nikt o ich staropanieństwie nie gadał. I tu się rodzi pytanie o genezę tego ślubnego szaleństwa niektórych dam – na ile potrzeba posiadania męża jest ich własną potrzebą miłości i bycia z drugim człowiekiem, a na ile jest to potrzeba wmówiona przez społeczeństwo, które lubi jak jest „po Bożemu”? Czy potrzeby ludzkie wynikają z nas samych i naszych atawistycznych zachowań czy też są to potrzeby wykreowane na „potrzeby” kogoś jeszcze? Czy potrzeba zamążpójścia, byle nie zostać starą panną, jest jak potrzeba kolejnego kremu do rąk? Reklamowana hasłem „Musisz to mieć!”?

Pragnienie założenia rodziny jest pragnieniem pięknym i z pewnością bardziej przynależy do natury kobiecej aniżeli męskiej, aczkolwiek raczej jest to kwestia czasu aniżeli istnienia bądź nieistnienia danej potrzeby. U kobiet pojawia się ona po prostu szybciej. To naturalne zjawisko wynikające z czysto pierwotnych instynktów dotyczących przedłużenia gatunku. Jeśli kobieta jest w związku z mężczyzną, jest między nimi miłość, szacunek, pożądanie i uczciwość, małżeństwo jest naturalną konsekwencją tych emocji i relacji.

Ale co, jeśli kobieta ma „swoje lata”, ale nie ma na horyzoncie nikogo, na którym warto by „oko zawiesić”? Czy ulegać presji społecznej i szukać na siłę, czy zdać się na łaskę losu i czekać? Cóż, dobrze byłoby jednak czekać na tego „swojego”, ale łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić. Wiele kobiet nie ma po prostu sił na to, by znosić docinki ze strony społeczeństwa, uwagi i bezustanne pytania „masz kogoś?”, „jesteś z kimś?” i ulegając presji, „biorą” kto się nawinie i często potem zaczynają żałować, że niby uratowały się od piętna „starej panny”, ale dziś są nieszczęśliwe i zgorzkniałe.

Bycie singlem w wielu przypadkach nie jest łatwe. Zwłaszcza w małych miejscowościach, gdzie wszyscy wszystko o wszystkich wiedzą. A takich małych miast i miasteczek wszędzie jest zawsze najwięcej. Bycie w nich silną singielką, która nie przejmuje się naciskiem społecznym (również, a może i przede wszystkim, rodziny) nie jest łatwe ani proste. Wymaga wiele samozaparcia, poczucia humoru i twardego pancerza, bo małym społecznościom ciężko jest zaakceptować fakt, że kobieta może nie chcieć wyjść za mąż za byle kogo, byle tylko być żoną, a nie starą panną.

Czy zatem dzisiejsze singielki mają inaczej niż ich matki i babcie? Odpowiedź na to pytanie nie jest łatwe, bowiem należy na tę sprawę spojrzeć z wielu stron. Z całą pewnością konieczność nauki, uspokoiła społeczeństwo i wiek zamążpójścia naturalnie mógł się przesunąć o parę lat do przodu, ale żeby w ogóle za mąż nie wychodzić??? Koniec świata…