Życie jest takie, że nawet jeśli perfekcyjnie przygotujesz się, zaskoczy cię czymś. I zwykle nie jest to coś, co jest nadzwyczajne lub niespotykane. Jest to raczej coś co istnieje od dawna, ale nie jest zauważone przez nas samych. Mam tu na myśli chociażby kwestię dotyczącą mitu jaskini Platona. Co zrobili ludzie uwięzieni w jaskini na wieść, że jeden z nich zerwał kajdany i zobaczył świat idei. W mniemaniu antycznego myśliciela, jedyny prawdziwy świat? Zobaczyli co dobre i poszli za nim. Otóż nie. Orzekli, że jest on szaleńcem. Do licha, po co nam taki człowiek? Byłoby najprawdopodobniej oczywistą reakcją. Ale nie w tej historii. Platonowi zabrakło jednego elementu w micie jaskini, który później pojawił się w historii Sokratesa, podobnie jak i Chrystusa. Jegomość, który doznał możliwości zobaczenia idei nie został skazany na banicję, ani na chłostę, ani na śmierć, jak ten koziołek ofiarny. Jego życie miało w takim razie jakiś głębszy sens. Jaki?

O sens życia możemy zapytać także samych siebie. Czy żyjemy w czasach tak bardzo nastawionych na konsumpcję, że nie ważna jest już dla nas duchowość? Dlaczego tak rzadko zadajemy sobie pytania dotyczące naszego celu w świecie? Po co ten człowiek? Takiego pytania z pewnością nie zadali sobie ludzie wypasający owce za domem, bez pomocy psa pasterskiego i narzekający na liczne ubytki w stadzie spowodowane przez wilki. Zamiast zastosować oferowane im możliwości wolą narzekać i zadawać pytanie: Po co ten wilk? Tak naprawdę to korzystniej jest trzymać za domem bar szybkiej obsługi dla wilka niż inwestować w pastuch lub wypasać stada na halach. Dlaczego? Bo odszkodowanie za zagryzione owce opłaca się bardziej niż zastosowanie się do zaleceń ludzi, którzy zdają sobie sprawę z tego, że to nie wilk wchodzi w paradę człowiekowi, ale człowiek wilkowi zabiera terytorium i naturalny pokarm. Wilk zawsze wychodzi na tym, jak owca w dylemacie wilków i owcy nad problemem, co zrobić na obiad?

Już słyszę głosy oburzenia. Co za durne pytanie? Po co jest człowiek? Jak to po co? Bo Bóg tak chciał. Bóg, który nie istnieje. Ale skąd ta pewność, że nie istniej? Stąd, że w Biblii jest napisane, że człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boga? A może jest to rozwiązanie zadania matematycznego zaczynając rozumowanie od na wstępie znanego wyniku? Nie od dziś wiadomo, że jeśli mam jakiś problem i nie wiem, co z nim zrobić to najlepiej rozwiązać go na przykładzie łatwiejszym, ale z zachowaniem analogii do zasady zagadnienia trudnego. W tym przypadku problemu nie ma. Wystarczy przeczytać zdanie w odwrotnej kolejności, od końca. Wychodzi więc na to, że człowiek stworzył Boga na swój obraz i podobieństwo. Jakże by miało być inaczej, skoro tyle grubych ksiąg teologicznych, tyle wierszy, prozy literackiej i filozoficznej powstało o tym, jaki ten Bóg jest? Wystarczy wspomnieć też chociażby nadąsanych bogów antycznej Grecji. Czy Bóg osobowy, chrześcijański nie jest do tamtych podobny? Jeśli tak, to rzeczywiście nie istnieje. Po co więc Bóg, którego nie ma? Zresztą, po co do wszystkiego mieszać Boga?

„Jeżeli Boga nie ma,
To nie wszystko człowiekowi wolno.
Jest stróżem brata swego
i nie wolno mu brata swego zasmucać,
opowiadając, że Boga nie ma.”

(Czesław Miłosz)

A może Bóg wcale nie jest osobowy tak, jak osobowy jest Bonifacy i Filemon, albo jak pani z warzywniaka? Może jest tym, co ta pani sprzedaje? Bóg się sprzedaje? Jest tak wszechmogący, że może nawet sprzedawać się? Może Bóg jest przyrodą? To wszystko już było. Takie problemy nudzą. Pewnie tak, jak bardzo znudzony jest ten, który siedzi przed siedmioma miliardami monitorów, śledzi życia każdego z nas i dla rozrywki, co jakiś czas, coś daje, coś zabiera, komuś coś na głowę strąci, na przykład jakiś wazon, albo akwarium dla rybek..

Jeżeli Bóg jest przyrodą, jeśli jest ziemią, to po co ten człowiek? Proste. Człowiek potrzebny był Ziemi, żeby wynalazł plastik.