Premier Donald Tusk w swoim drugim expose zaproponował wydłużenie urlopu macierzyńskiego do 1 roku w zamian za zmniejszenie wysokości zasiłku do 80% w drugiej części wolnego. Komentatorzy medialni w tej sprawie są podzieleni. Z jednej strony polskie matki miałyby najkorzystniejszą sytuację w całej Unii Europejskiej(lepiej miałyby tylko Szwedki – 480 dni i Bługarki – do 410 dni urlopu macierzyńskiego), z drugiej zaś taka ustawa byłaby niedźwiedzią przysługą, gdyż młode kobiety niechętnie lub w ogóle nie zostawałyby przyjmowane do pracy w obawie przed szybkim zamienieniem się w pracownika – widmo, za którego i tak trzeba płacić. Pracodawcy zaś mogliby być w takiej sytuacji posądzani o dyskryminację płciową.

Ale dlaczego pracodawcy mieliby dźwigać cały ciężar mizoginizmu, który wydaje się, w czasach nam współczesnych, przynajmniej w Europie, całkiem wyginął? Przecież taka ustawa w obecnych warunkach to nic innego, jak próba uprzedmiotowienia kobiety i próba, całkiem może nieuświadomiona, zamknięcia kobiety w domu. W „Rozprawie o nienawiści” Andre Glucksmanna możemy przeczytać o Helenie z „Iliady” Homera, której sytuacja odnosi się do omawianej ustawy o wydłużenie urlopu macierzyńskiego: „Mędrcy, zatraceni w swej kontemplacji, zafascynowani wdziękami Heleny, postanowili jak najpilniej ją usunąć i odesłać w domowe pielesze, by dłużej nie trzeba było cierpieć jej obecności. Nadmiar kobiecości szkodzi. Sądzili, że przywracając ją pierwszemu mężowi, położą kres latom rzezi. Jednak król Priam, mniej od nich ostrożny, bardziej tolerancyjny, miłujący piękno, nie dopuścił do odesłania Heleny, co w efekcie przyniosło upadek Troi. (…) W chwili gdy dekretują, że królowa Sparty zasługuje na wygnanie, dają początek ogólnoświatowemu ostracyzmowi, biorącemu na cel kobiecość grecką, a przez to zachodnią.” Pozbawienie kobiety możliwości pracy, a tym samym zamknięcie jej w obowiązkach domowych, jest czymś w rodzaju założenia jej burki, która w Afganistanie przed wybuchem wojny z Rosją i zalewem islamizmu była nakazem rodziny, klanu czy plemienia w celu ochrony kobiety z rodziny, „a nie zamykanie kobiety w ogóle, gdyż pojęcie takie nie funkcjonowało wcale”. Na usta ciśnie się więc pytanie: Przed czym ta ustawa o macierzyńskim urlopie miałaby chronić kobiety? Czy to nie jest zakamuflowana próba cofnięcia się do założeń wobec kobiet z poprzednich wieków?

Kobieta od zawsze była postrzegana przez pryzmat swojego ciała, płciowości, czyli przez możliwość rodzenia dzieci. Możliwość rodzenia dana kobiecie „przykuła (ją), jak zwierzę, do swego ciała”, podczas gdy „podtrzymywanie życia stało się dla mężczyzny, dzięki wynalezieniu narzędzia, działalnością i projektem.” (Simone de Beauvoir) Kobieta bowiem, będąc w ciąży traci swoją podmiotowość na rzecz potomka, który de facto stanowi przedłużenie egzystencji mężczyzny. Odtąd jest przedmiotem, w którym możliwy jest rozwój dziecka, potem jest opiekunką, niańką,  ale nie indywidualną jednostką. Jednak mimo tego, że ciało kobiety jest decydującym elementem sytuowania jej w świecie to, jak zauważa Simone de Beauvoir, „nie wystarcza, by ją zdefiniować; nie jest żywą rzeczywistością, ale rzeczywistością przyswojoną przez świadomość, działającą w społeczności.”

W kwestii definicji kobiecości można by w dalszym ciągu spierać się, niemniej jednak oczywiste jest to, że czymkolwiek by nie była owa kobiecość, wzbudzała, a nawet ciągle wzbudza lęk. Maria Janion w Kobietach i duchu inności stwierdziła: „Strach przed kobietą jako wrogiem przenika całe dzieje Europy, zwłaszcza chrześcijańskiej.”(Maria Janion) Natomiast Andre Glucksmann w „Rozprawie o nienawiści” zauważa: „Najstarsza w historii postać nienawiści, jeszcze dawniejsza i bardziej globalna od nienawiści do Żydów, to nienawiść do kobiet. Zmieniająca się w zależności od mód i okoliczności, od religii i ideologii, intryguje swymi wywrotami w następujących po sobie epokach, w mnogości przestrzeni.”

Pomysłodawcy ustawy o wydłużeniu urlopu macierzyńskiego najpewniej nie mieli złych intencji. Chcieli dobrze dla matek. Dyskryminacja okazała się więc efektem ubocznym, była najprawdopodobniej nieuświadomiona, lecz nie jest to rozgrzeszenie odpowiednie, gdyż wskazuje na długotrwały proces wielu pokoleń tak, by zachowania krzywdzące były nie tylko przyswojone, ale także uznane za nie wyjątkowe, a nawet mieszczące się w normie. I to przeraża, bo po co wracać, do lekcji, które podobno już przerobiliśmy?