Święto Halloween nie jest nasze. Co roku jest to powtarzane niczym mantra. Zastanawiające jest w jakim sensie? „Nasze” czyli Polskie, czy „nasze” czyli katolickie(szerzej chrześcijańskie)? W tym miejscu pada iście filozoficzna odpowiedź. I tak i nie. W jednym i drugim wypadku można by zgodzić się i nie zgodzić się. Bo przecież różne źródła podają, że to święto może być rzymskie, na cześć bóstwa owoców i nasion(Pomony), albo celtyckie na powitanie zimy. Ponad 2 tys. lat temu w Anglii, Irlandii, Szkocji, Walii i północnej Francji, jak podaje wolna encyklopedia – wikipedia, w ten dzień żegnano lato, witano zimę oraz obchodzono święto zmarłych najprawdopodobniej dlatego, że zima kojarzy się właśnie z umieraniem przyrody.

[„Najokrutniejszy miesiąc to kwiecień – spod ziemi

Martwej – wyciąga gałęzie bzu, miesza

Wspomnienie z pożądaniem, niepokoi

Wiosennym deszczem zdrętwiałe korzenie.

Zima nas ochraniała, otulała

Ziemię w śnieg zapomnienia, karmiąc

Tę resztkę życia suchymi bulwami.”

Thomas Stearns Eliot „Ziemia jałowa”]

Od jakiegoś czasu przypominane w kontekście Halloween dziady opisane przez Adama Mickiewicza w utworze o takim samym tytule, to też element kultury pogańskiej zachodzący na kulturę chrześcijańską. Zabawne jest to, że ciągle istnieją ludzie wcale nie w krajach trzeciego świata biorąc pod uwagę oświecenie nauką i wcale nie w najniższej kaście społecznej, którzy uważają, że chrześcijaństwo jest odwieczną i jedyną religią, a zatem systemem kulturowym na terenie Polski. Tymczasem chrześcijaństwo zostało przyjęte w naszym kraju stosunkowo późno, nie zmieniło też diametralnie i natychmiast sposobu myślenia zwykłych ludzi. Na początku chrzest przyjęty był po pierwsze z powodów politycznych, a po drugie tylko przez Mieszka I i co bardziej rezolutnych i bogatych rządzących. Inną kwestią jest adaptacja chrześcijaństwa do norm i zwyczajów państw, gdzie prowadzono misje. Zastanawiające są analogie takie, jak Światowid o trzech twarzach i trzy osoby boskie: Bóg Ojciec, Duch Święty i Syn Boży, albo poczet mniej lub bardziej znanych świętych, czy błogosławionych oraz mniej niż bardziej znanych bożków – opiekunów leśnych, każdego strumyczka, kamyczka, drzewka itd.

W Polsce przebieranki w noc przed Wszystkimi Świętymi przyjmuje się z oporem, zaskakująco, bez ślepego zachwytu „amerykańskim” produktem. Pewnie dlatego, że Polacy mają nostalgiczno – pesymistyczno – narzekające na wszystko usposobienie, czego wyrazem są przygnębione i pochmurne oblicza pasażerów publicznej komunikacji miejskiej. Chociaż nie. To nie był odpowiedni przykład. W autobusach cierpienie na ludzkich twarzach ma pełne prawo występować i to bez wyjaśnień. Zatłoczony autobus wjeżdżający w porę zimową ociera się coraz bardziej o traumatyczność doświadczeń pasażerów. Autobus dzięki takim drobnostkom, jak subtelny zapaszek przetrawionego czosnku(dobrego na wampiry), spoconych, mytych chyba tylko od święta ciał(przypominam, jest XXI wiek) zamienia się w schronisko dla szczekających psów, tudzież w poczekalnię do lekarza rodzinnego. Albo w laboratorium, gdzie przez kilka przystanków można przekonać się, że dwutlenkiem węgla też można oddychać. A nie mówię już o chryzantemach wchodzących do autobusu zanim ktokolwiek z niego wysiądzie i z lubością siadających komuś na kolanach.

Trzeba jednak stwierdzić, że młodsze pokolenie skłania się coraz bardziej ku wzorcom amerykańskim w kwestii usposobienia. Ciekawe, co jest tego powodem? Odczuwanie zadowolenia z życia potocznie nazywane szczęściem, niechęć do publicznego manifestowania swoich stanów emocjonalnych(Bo kogo to obchodzi?), czy bardzo amerykańskie przeświadczenie, że ludzie nieszczęśliwi to ci, których Bóg opuścił? Kto by chciał, żeby Bóg go opuścił?

Każda okazja do zabawy wydaje się być dobra, byleby zabawa nie przekraczała zasad obowiązujących poza nią, na co dzień, prawo, moralność, itd. tak jak donoszą media, na przykład w Wielkiej Brytanii zabawy w Halloween powodują 1,4 mld funtów strat, głównie przez obrzucanie domów, samochodów, przechodniów jajkami. Ważne też, by zabawa nie przewyższała czasowo czasu pracy. Bo przecież zabawa jest po to, żeby odreagować stresy wynikające z obowiązku. Takie Halloween – bal przebierańców również dla dorosłych to, znakomity pretekst do naładowania swoich baterii nie tylko na czas pracy, czy smutnych Zaduszek  ale także świąt Bożego Narodzenia, które, jeśli weźmiemy pod uwagę przeciętną rodzinę Kowalskich, którą nie stać na wyjazd na narty, jest bardziej harówką niż odpoczynkiem.

Jednym z warunków dobrej zabawy, które już napomknęłam jest… praca. Bez niej zabawa nie ma smaku, człowiek traci sens życia, a zyskuje wrażenie bycia niepotrzebnym, czy obniżone poczucie własnej wartości. Praca bez odpoczynku obniża produktywność nasilając zmęczenie i frustrację, natomiast nadmiar czasu wolnego rozleniwia i osłabia moralno – logiczne wewnętrzne sitko pozwalając ujrzeć światło dzienne najbardziej idiotycznym pomysłom, jakie tylko mogą nam wpaść do głowy. Jeśli politycy pozwoliliby sobie na udział w balu przebierańców uwzględniając, że jest to tylko zabawa, a nie Gombrowiczowe, codziennie nakładanie make-up’u, oraz zachowując odpowiednie proporcje praca – czas wolny(zabawa) może na wyborach elektorat niezdecydowanych, apolitycznych przed wrzuceniem do urny świstka papieru czytałoby go w innym celu niż tylko wyszukiwanie żartobliwych skojarzeń z nazwiskami kandydatów. A swoją drogą, ciekawe za kogo przebraliby się celebryci naszej sceny politycznej? Jarosław Kaczyński, chcąc nie chcąc, mógłby przebrać się za byłego prezydenta, Lecha Kaczyńskiego, wziąć papierową torebkę na cukierki i chodzić po domach wołając: cukierek albo psikus. Mogłabym przysiąc, że nie zostałby rozpoznany.