Ruch feministyczny ma już swoją długą, niekiedy bardzo burzliwą historię, w której swoją rolę odegrały nie tylko pikiety i hasła wyzwoleńcze, ale i pozbywanie się części garderoby. Niegdyś wzbudzały kontrowersje, jawną niechęć, oburzenie i wstręt wśród „niefeministek”. Dzisiaj uśmiech politowania i współczucie, „bo nikt ich nie chce”. A jaka jest prawda o feministkach? Gdzie leży granica między kobietą, która chce żyć swoim życiem, a agresywną aktywistką, która z szałem w oczach wykrzykuje „samiec – twój wróg”? Odpowiedź na to pytanie jest bardzo trudna, bowiem przez lata wokół tematu feminizmu i jego definicji narosło wiele mitów i legend, z którymi dzisiaj trudno walczyć.

A jednak, gdyby „odrobić lekcję historii” i wczytać się w pierwotne założenia feminizmu, mogłoby okazać się, że … każda z nas jest feministką. Dlaczego? A dlatego, że kobietom walczącym o emancypację nie chodziło wcale o to, by niszczyć płeć brzydką, ale by mieć takie samo jak i ona prawo do decydowania o sobie, o swoim życiu. O tym, by móc studiować, zdobyć zawód, pracować, a nie tylko siedząc w oknie, wyczekiwać na mężczyznę, który powiedzie ją do ołtarza. Naszym „prababciom” zależało na uzmysłowieniu światu, że kobieta nie jest tylko lalką do ozdoby, żoną przy mężu, marionetką w jego rękach, ale w pełni świadomą, mądrą i ambitną istotą, która chce w życiu osiągnąć swoje własne cele. One nie negowały ważności i piękna macierzyństwa, ale chciały, by kobiety miały wybór.

By społeczeństwo nie wymuszało na nich wybierania gotowych rozwiązań i z góry narzuconych ról, ograniczających je do bycia żoną i matką. Co zostało z tamtych haseł? Obserwując dzisiejsze pojmowanie feminizmu – niewiele. Na dźwięk słowa „feministka” wyobrażamy sobie mało kobiecego w stroju i zachowaniu „babochłopa”, który żywi jawną nienawiść do mężczyzn. A wcale nie o to chodziło. Bo jeśliby postępować według założeń sufrażystek, każda współczesna nam kobieta, która się uczy, podróżuje, interesuje się światem, jest spragniona wiedzy, wybiera własną drogę życiową, świadomie, a nie pod przymusem zakłada rodzinę, jest to feministka.